Euro 2016 – polskie podejście

Wyjątkowo, zamiast w piątek, ten wpis ukaże się dziś, czyli w czwartek. Bo to wyjątkowy dzień. Dotyczy bowiem szaleństwa, które właśnie dzisiejszego dnia (a w zasadzie wieczoru), na trochę przed 21:00, ponownie ogarnie zdecydowaną większość Polaków. Mówię oczywiście o manii kibicowania, ponieważ to dzień, w którym polska reprezentacja gra w ćwierćfinale Mistrzostw Europy w piłce nożnej, Euro 2016.
Czemu chcę o tym pisać? Po pierwsze obserwuję w związku z tym kilka ciekawych zjawisk. A po drugie… no kurczę, ja też się jaram!

Euro

Tak tak, moje obserwacje mają zdecydowanie charakter stereotypów, więc umówmy się, że jak napiszę „wszyscy” to będzie równoznaczne z „większość”. A jeśli nie prawdziwa większość statystyczna, to przynajmniej większość, która rzuca się w oczy w telewizji, na ulicach i pod sklepem. A kiedy napiszę „zawsze”, to wiadomo, że nie zawsze, ale po prostu tak lepiej brzmi.

Obserwacja pierwsza
Piłka nożna to sport narodowy Polaków. Znają się na nim wszyscy, od przedszkolaka po stuletniego staruszka. Zna się na nim również większość kobiet, a przynajmniej tak utrzymują. Każdy jeden Polak doskonale wie, że ten karny z Austrią w 2008 roku wcale się im nie należał i że za fikołek Lewandowskiego w ostatnim meczu (Polska – Szwajcaria) Schär powinien zarobić czerwoną kartkę. Emocjonujemy się tym, żyjemy meczami naszych, na dwa razy po 45 minut zamiera życie na ulicach, a do pizzerii nie idzie się dodzwonić. Z kolei w przerwie przepompownie mają mnóstwo pracy, bo wszyscy biegną opróżnić powstrzymywane pęcherze. Z okien bloków słychać okrzyki najróżniejszej treści, ale jednoznacznie związane z tym sportem. Wszechobecne flagi na samochodach czy też strategie marketingowe przy sprzedaży warzyw („Dodaj wiatru naszym, tylko dziś bób 4,99”) mówią same za siebie.
I absolutnie nie ma na nasze kibicowanie wpływu kondycja polskiej piłki oraz piłkarzy.

Obserwacja druga
Uwielbiamy rozpamiętywać mecze sprzed wielu lat, najlepiej sprzed około 40. Nawet małe dziecko wie z kim i dlaczego przegraliśmy w 1974 roku na Mistrzostwach Świata (ostatecznie zajmując 3 miejsce), że na Olimpiadzie w 1972 roku dostaliśmy tytuł Mistrza oraz że na Euro nigdy nie szło nam tak dobrze jak teraz. Znamy nazwiska Tomaszewski, Lato, Boniek, Deyna oraz wszelkie powiedzonka trenera Górskiego. Deszcz na murawie kojarzy nam się tylko i wyłącznie z porażką z reprezentacją Niemiec (no dobrze, jeszcze z Basenem Narodowym podczas Euro 2012). Na szczęście teraz powoli się to zmienia, a to za sprawą obecnej kadry, która pisze nową historię. Oby nie tylko do wspominania przez kolejne cztery dekady…

Obserwacja trzecia
Lewandowski, Błaszczykowski, Milik i inni to niemal bohaterowie narodowi. Patrzą na nas z gazet, bilbordów, reklam („Kapitan nosi na swych barkach wiele, tylko nie łupież” hasłem roku) i paczek z czipsami. Reklamują przedmioty z każdej w zasadzie dziedziny ludzkiego życia (czekam na prezerwatywy z napisem „Obrona skuteczna jak Pazdan”, serio). Kiedyś mówiło się, że „widzę go wszędzie, boję się otworzyć lodówkę” i dotyczyło to dość słynnego Towarzysza. W chwili obecnej został on pokonany – w mojej chłodziarce z czerwonej puszki z napojem spogląda na mnie Lewy. Stoi zaraz obok niebieskiej puszki konkurencyjnego napoju, z Messim.
Wystarczyło zakwalifikować się na tegoroczne Mistrzostwa i od razu nastąpił wysyp programów typu „Jedziemy do Francji”, „Biało-czerwoni” czy „Dzień na Euro”. A w nich co Robert zjadł na śniadanie, gdzie kąpał się Kuba i jakie skarpetki miał na sobie Arek.

Obserwacja czwarta
Żaden sport nie może w Polsce konkurować z piłką nożną. Zainteresowanie naszymi siatkarkami, naszymi szczypiornistami, cała Małyszomania i uwielbienie dla medalistów to mały pikuś przy emocjach, jakie co dwa lata wzbudzają piłkarze (co dwa lata, bo Mundial i Euro tak się roztropnie mijają, a Mistrzostwa Polski to już nie to samo). I, jak wspomniałam wyżej, zupełnie nie zmieniają tego wyniki kadry. Dwunasty zawodnik jest zawsze w gotowości, aby oglądać podstawowe trzy mecze – mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.

Obserwacja piąta
Kiedy wygrywamy, to my, cała Polska. Kiedy przegrywamy, to zawsze jest to wina pojedynczych, wymienianych z nazwiska graczy. Zgodnie z zasadą, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Kontrowersyjne decyzje kadrowe, nietypowe rozwiązania trenerskie czy inne dotyczące naszych, kwitujemy zawsze pełnymi niedowierzania i pogardy komentarzami oraz pytaniami „Leo why?”, po czym (gdy okazują się skuteczne) wychodzi nagle na jaw, że wszyscy selekcjonerów popierali i uważali ich pomysły za właściwe.

Obserwacja szósta
Emocje związane z piłką zostają w nas na zawsze. Do dziś pamiętam, jak podczas finałowego meczu na Mundialu w 2002 roku wygrałam od dziadka 10 złotych. On stawiał na Niemców, którzy podczas tamtych rozgrywek nie stracili ani jednej bramki. Ja kibicowałam Brazylijczykom mówiąc „Kahn goli nie puścił, teraz puści dwa pierwsze”. Miałam rację i pamiętam wszystkie szczegóły, nawet nazwisko sędziego (Pierluigi Collina). I nie dlatego, że coś wygrałam. Ale dlatego, że to związane z piłką. Najprzyjemniej zarobione pieniądze w moim życiu!

A na koniec na serio.
Czy będę oglądać? Oczywiście, już włączyłam TV.
Komu kibicuję? Co za pytanie!
Czy mamy szanse z Portugalią? Oczywiście, pod warunkiem, że będziemy pilnowali takiego jednego nerwusa z numerem 7. Tym bardziej, że ich mecz z Chorwacją określa się jednym z cudownych Twittów: „Mecz wzbudziłby więcej emocji, gdyby sędzia rzucał monetą o to, kto wygra.”
Jaki wynik obstawiam? 2:1 dla nas, strzeli Błaszczykowski oraz Lewandowski. Ewentualnie Milik, jak się w końcu odblokuje.

No to co, Polska gola!