O czym ten kolejny blog?

Gdyby ktoś pół roku temu poinformował mnie, że zacznę znów pisać bloga, wyśmiałabym go. Albo przynajmniej zwątpiłabym w jego poczytalność. Jednak oto jestem i jest też blog. Co właściwie skłania mnie do zwątpienia we własne siły umysłowe…

Jeśli już napisałam, że jestem, wypadałoby się jakoś precyzyjniej przedstawić. Mam jednakże awersję do podawania swoich danych „w internetach”. Postaram się, mimo wszystko, sprostać owemu wymogowi dobrego wychowania. Zdecydowanie nie będzie to dokładne, wręcz z całą pewnością mocno chaotyczne.
Jestem Warszawianką z urodzenia i zamiłowania. Kocham stolicę z wzajemnością – obie tolerujemy swoje jasne i ciemne strony. Do tego jestem kobietą, która część swoich cudownych lat ma już za sobą, ale nadal uważam, że ich ogrom jeszcze przede mną. Czyli trwam od pewnego czasu w tak zwanym kwiecie wieku. Od kilku lat ciężko pracuję w zawodzie, którego nie zamieniłabym na żaden inny, a który daje mi ogromną satysfakcję. Pieniądze są tylko miłym, comiesięcznym dodatkiem. Jestem mianowicie nauczycielką w szkole podstawowej. W swoim ciepłym gniazdku posiadam dwa koty, a w zasadzie to one posiadają mnie. Do tego dawno temu założyłam duże, słodkowodne akwarium, które nadal działa na mnie relaksująco. Ze zwierzątek domowych przygarnęłam i udomowiłam jeszcze Mężczyznę, co momentami jest bardziej kłopotliwe, niż posiadanie nawet pięciu kotów. Zodiakalnie, o ile kogoś to interesuje, jestem wybuchową mieszanką delikatnej, opiekuńczej i wrażliwej Wagi z ognistym, samolubnym i szalonym Skorpionem. Kocham kolor zielony, zachody słońca, szum morza, a także zapach i drżenie świec nocą. Moje zainteresowania to w zasadzie przeznaczenie tego bloga, więc o nich na razie szczegółowo pisać nie będę.

Zatem. Blog. Czuję się mocno zniesmaczona faktem, że muszę napisać o czym będzie ten blog. Bo w końcu nie mam już 12 lat (nie ujmując niczego dwunastoletnim blogerkom) i czas, kiedy pisałam o swoich codziennych dokonaniach minął już dawno i bezpowrotnie (niestety?). Siłą rzeczy nie będzie to więc rodzaj pamiętnika (i radzę się z tego cieszyć!). Problem w tym, że sama jeszcze do końca nie wiem, czym się stanie to miejsce.
Po prostu ostatnio, w krótkich odstępach czasu, kilka niezależnych od siebie osób powiedziało mi coś w rodzaju „Pisz! Błagam Cię! Pisz cokolwiek!”. Mile połechtana komplementami przeanalizowałam jakie mam możliwości. Prób stworzenia Wielkiej Powieści miałam już bez liku i (czego się zapewne domyślacie) wszystkie skończyły się bezowocnie, więc na to liczyć nie mogę. Do radzenia komukolwiek w jakimkolwiek temacie nadaję się jak wół do karety, więc i napisanie poradnika odpada. Wszelkie moje podróże są zbyt prozaiczne, by napisać książkę podróżniczą. Nie napiszę kryminału, bo ze swoim roztrzepaniem pewnie zdradziłabym zakończenie już na samym początku lub zamordowała mordercę zamiast ofiary. Moja świadomość muzyczna kończy się na „O, a to ładne, chyba znam”, zatem odpada również jakakolwiek książka związana z tym tematem. Podobnie ma się z pozostałymi Sztukami. Sport i ja to zdecydowanie dwie różne bajki, więc i ta dziedzina jest nie dla mnie. Analogicznie polityka, socjologia, psychologia i tego typu poczytne tematy – znam to zbyt powierzchownie i traktuję zbyt subiektywnie, by o tym pisać głębiej lub poważniej. W poszukiwaniach własnej pisarskiej niszy porzuciłam prozę i stwierdziłam, że i w poezji i w dramatach również nie odnajduję się za dobrze, mimo (a jakże!) wielu prób. Pisanie piosenek odrzuciłam w zasadzie w pierwszej kolejności, ponieważ jak mogłabym się chociaż próbować równać z moimi mistrzami w tej sferze? Pozostaje zatem twórczość internetowa. A zatem blog. Decyzja ta (jakże tragiczna w skutkach) zaowocowała tym, co macie przed sobą.

Dobrze, ale do rzeczy (do dygresji, dłużyzn i miliona nawiasów proszę się przyzwyczaić). O czym będzie ten blog? Głównie o mnie (ależ to brzmi!), a w zasadzie o rzeczach, które mnie interesują.
Zatem przede wszystkim o książkach. O tak, o tym będzie dużo. Bo książki to coś, co Tygryski lubią najbardziej. Poza tym, jak nie mogę napisać swojej, to będę się czepiać cudzych. Dalej – o muzyce, jednakże o bliżej niesprecyzowanym jej rodzaju. Wyznaję bowiem podobną zasadę co inżynier Mamoń: „Mnie podobają się melodie, które już raz słyszałem. Przez reminiscencję.” Oczywiście każda reguła ma swoje wyjątki, ma i ta. Będzie również o filmach, serialach lub sztukach teatralnych, które wywołały we mnie na tyle dużo emocji, aby sięgnąć po długopis (lub zasiąść przy klawiaturze). Chciałabym ponadto czasem odnieść się do lubianych (lub nielubianych) przeze mnie gier, nie tylko komputerowych. Kiedy zdarzy mi się wykonać jakieś cudowne zdjęcia (cudowne oczywiście w mojej subiektywnej i bardzo stronniczej ocenie), też zamierzam się nim pochwalić. Popisywać się zamierzam również swoimi co bardziej udanymi projektami, które mocno przesadzając nazwać można rękodziełem. A kiedy jakimś cudem uda mi się ugotować coś smacznego (i sfotografować to zanim rozprawi się z tym Mężczyzna), zamierzam przepisem oraz fotkami narobić Wam smaku. Z powodu zboczenia zawodowego pojawi się tu też kilka smaczków z mojej pracy, takich jak powalająca swoją logiką wypowiedź niejakiego Stasia lat 6: „Proszę Pani, a ja umiem chodzić do tyłu! To tak jak chodzenie do przodu, tylko że do tyłu!” lub absolutnie cudowna skarga pewnej Zosi lat 7: „Proszę Pani, a Kamil powiedział kura przez w!”. Za przyczyną pracy pojawi się też kilka rozmyślań, które szumnie (i na wyrost) mogę już teraz nazwać rozważaniami socjologiczno-psychologicznymi. Rzadko, ale na pewno również, pojawią się tutaj wpisy dotyczące podróży (chociaż raczej do Pcimia niż na Hawaje), które uwielbiam, a na które niestety nieczęsto mam czas. A ostatecznie także pojawi się zapewne kilka wpisów takich jak ten, o samym blogu.

Jeśli chodzi o bloga właśnie, to bardzo ważny jest dla mnie jego wygląd. Jestem perfekcjonistką i zanim powstała ta notka, najpierw odbyły się Wielkie Poszukiwania Idealnego Motywu. Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w obecnym szablonie o nazwie „Confit” (aktualnie nieco przerobionym). I od tegoż pierwszego spojrzenia wiedziałam co i jak chcę w nim zmienić. Efekt, jaki jest, każdy widzi.
W tym miejscu muszę (ale też chcę oczywiście) wspomnieć o Pannie Wredotce, która zostaje niniejszym matką chrzestną mojego bloga. Służąc mi swą nieocenioną radą, pomysłowością oraz większą niż moja znajomością php i css sprawiła, że wszelkie pomysły z mojej głowy przeniesione zostały do komputera (zahaczając o kilka szkiców w brulionie, w kratkę rzecz jasna). Wielkie brawa i jeszcze większe podziękowania dla Wredotka (oto zrealizował się mój szatański plan podpięcia się pod cudzą popularność, mwahaha!)!

Nie przedłużając zatem – witam na moim całkiem nowym blogu. Zapraszam do zajęcia miejsca przed kominkiem, w miękkim fotelu i rozkoszowania się atmosferą. Mile widziane długie nocne Polaków rozmowy, uśmiech i… wyrozumiałość w parze z szacunkiem.
Pozdrawiam ciepło,
Q.